JOANNA OPARCIK - STYLISTKA

ZAPRASZAM DO POLUBIENIA MOJEJ STRONY - TWOJA STYLISTKA

poniedziałek, 28 lutego 2011

Oscary 2011 - moje typy



Jak zwykle w przypadku gal hollywoodzkich - bardzo nierówny poziom. Dużo pieknych stylizacji i równie wiele koszmarnych. 
Z jednej strony inspiracje Old Hollywood Glam, z drugiej - bądz to ucieczka z balu maturalnego/barmicwy/pierwszej komunii, bądz to z filmów typu Odyseja Kosmiczna 2001 



Cate to moja zdecydowana faworytka w ukochanej przeze mnie kolekcji Givenchy

zdj. style.com

niedziela, 20 lutego 2011

NY FW Fall 2011/2012 - WIELKA RECENZA #1 (O-Z)



Ciąg dalszy recenzji....


Oscar De La Renta - bardzo bogata i elegancka kolekcja, w typowym pełnym przepychu stylu. Dużo zdobień i futrznych elementów. Może się podobać

Ohne Titel - niezła kolekcja nawiązująca do poprzednich sezonów. Trochę grafiki, trochę asymetrii, fajne swetry. 

Peter Som - Miły oddech w stylu lat 50., od wszędzie obecnego stylu glamour lat 70. Gładkie linie, bardzo kobiece. Pierwsza myśl to film "Ptaki". Plus za piękny wzór bratków na sukienkach i podszewkach

Ports 1961 - fajna biurówka. Kolejna kolekcja inspirowana latami 50. w bardzo miejsckiej, dobrze noszącej się wersji. Aż ma się ochote pracować w biurze (nowojorskim)

Prabal Gurung - rośnie nam kolejny projektant strojów na mniejsze i większe premiery. Bardzo miłe dla oka sukienki i zestawy. Bez nadmiernego słodzenia. 


Preen - ostatnio wystawia moje nerwy na dużą próbę. Po słabej kolekcji pre-fall, dalej bez fajerwerków. Poprzedni jesienny sezon zdecydowanie lepszy. Nagromaczenie drobnych, geometrycznych wzorów, rodem z kolejdoskopu - wyjątkowo denerwujące.

Proenza Shouler - wolę jednak ten duet w prostszych, bardziej strukturalnych projektach. Niektóre modele do zapomnienia, inne poprostu ładne.

Rachel Roy - zaczynałą od tylko wieczorowych strojów dla członków society. Teraz coraz cześciej projektuje dzienne zestawy. Kolekcja dość przeciętna, acz przyjemna. Kilka niezłych rozwiązań na sukeinkach i spódnicach.


Ralph Lauren - ma na pewno rzeszę oddanych fanów. Mnie czasem coś wpadnie w oko ale to nie moja estetyka. Zbyut dosłownie, zbyt komrcyjnie, zbyt przewidywalnie. Z drugiej strony klienci zawsze mogą liczyć na tę markę, że pokaże to co kochają. Jak zykle kobiecy szyk przełamany tą specyficzną męskością, sporo skóry.

Reem Acra - jedna z ulubionych twórców wybierana przez gwiazdy. Czerwony dywan w czystej esencji. W swoim gatunku najczęściej bezbłędna. Krótsze sukienki bym odpuściła, ale te peleryny - cudowne.

Richard Chai Love - to "love" chyba prowokuje do pokochania tej kolekcji. Wiem, że nie jest wybitna, ale zpodobała mi się ta kolekcja. Długie sylwetki, wspaniałe wiązania i sploty płaszczy. Chwyta za serce miłośników ponurego romantyzmu


Rodarte - wielkie obawy co też siostry znów wymyślą. Przeszły długa drogę od pozytywnie odbieranych przez Annę Wintour, ale w gruncie rzeczy nieco tandetnych i nastawionych na efekt sukni, aż do całkowitej dekonstrukcji i zabawę formą. Dorosły. Nowa kolekcja bardzo spokojna i zaskakująco delikatna. Chyba nawet zbyt spokojna

Tommy Hilfiger - ten sam rodzaj projektanta co Lauren albo Kors. Sprawdzona, na swoich klientach, klasyka. Robi to co umie najlepiej - raz wychodzi gorzej, raz - jak tu - lepiej. Preppy chic w dobrym gatunku.

Thakoon - lekkie odejście od zwykłego stylu, narzecz świetnych wzorów. Dużo inspiracji Afryką, ale w takim miejskich, zachodnim wydzwięku. Jednocześnie też krata. Kurtki i kamizelki puchowe ale z satyny. Gra konwencją


The Row - nie jest tajemnica, że bardzo kibicuję bliźniaczkom Olsen i chętnie patrzę na kolejne kolekcje. Po świetnym debiucie, nieco słabszej kolekcji pre-fall - tu doskonałość. Chyba najlepsza kolekcj aw ich krókim stażu. Ukochana przez nich prostota i minimalizm, ale bez pretensjonalnej przesady. Doskonałe elementy z krokodylej skóry. Przepiękne czapy



Theysken's Theory - zmarnowany potencjał. Olivier jest wybitnym projektantem, którego talent niejednokrotonie poznawaliśmy podczas pracy dla Niny Ricci. Tu - komercyjna, nudna kolekcja. Nie tego się spodziewałam. 

TSE - ech, jeszcze dwa lata temu byłam zachwycona. Świetne dzianiny i kształty. Tu - bezbarwność, powtarzalność. Czas się obudzić. Jedna piękna peleryna to za mało

Vera Wang - to przykłąd na to, że uczyć można się całe życie. Nigdyś znana ze swoich sukien ślubnych, dziś skupia się na kolekcjach dziennych. Coraz lepszych. Tu świetne przeźroczystości, kurtki. Plisy, sporo sukienek, ale bynajmniej nie na ślub gwiazd.


Victoria Beckam - wciąż nie wierze, że ona naprawdę tworzy modę. I to, z roku na rok, modę na coraz wyższym poziomie. Doskonałe cięcie, minimalistyczne linie przełamane kombinowanymi dekoldami. Prawie wszystko co się da jest zakryte, a jednak tak seksowne. Przepiękne bordo.

Y-3 - Yamamoto w wersji komercyjnej i łagodnej. I choć wolałabym widzieć jego inne oblicze - zawsze chętnie oglądam kolejne kolekcje. Dużo fajnych kurtek i płąszczy, lepsza kolekcja męska. 

Zero+Maria Cornejo - kolekcja niestety dużo gorsza niż niedawno pokazywane pre-fall. Tak jakby autorka poszła na skróty i na kompromis w stosunku do niedawnych pomysłów. Tylko wspomnienie po pięknej japonistyce.
zdj.style.com

sobota, 19 lutego 2011

NY FW Fall 2011/2012 - WIELKA RECENZA #1 (A-N)


Wielka nie bynajmniej, że uzurpuje sobie prawo do posiadania ostatecznego, jedynie słusznego zdania. Ani tym bardziej nie posiadam karcącego palca sprawiedliwości.

Ot, Wielka Recenzja będzie bo sporo się tego nazbierało. A więc przed wami moi drodzy - dłuuuugi post.


3.1 Phillip Lim - to co zwykle robi najlepiej. Proste kroje w męsko-damskich stylizacjach, taki tomboy look ale w bardziej eleganckiej, "biurowej" wersji. 
Podoba mi się też idea za tą kolekcją - rowerowy szyk.

ADAM - straszna historia spalenia się, zaledwie kilka tygodni temu, większości kolekcji - ręcznie robionych swetrów - sprawiła, że inaczej patrzy się na te ubrania. Tak czy inaczej spójna kolekcja. Trochę się kojarzy z poprzednimi kolekcjami MJ. Lata 70.

Alexandre Herchcovitch - jeden z moich ulubionych projektantów. Wiadomo - delikatne inspiracje japonistyką, latami 20. zawsze na mnie działają.

Anna Sui - poprawna kolekcja, baaaardzo w jej stylu. Nic się nie zmienia. Dla fanów.

Alice+Olivia - kolekcja od lewej do prawej. Zero jakiegoś mianownika. Troche brokatowych tkanin, trochę satyny, ale też wełna. Przyjemne, inspirowane Miu Miu 2006, sukienki, brzydkie botki.

Alexander Wang - po świetnym debiucie zaczął się powtarzać i doprowadził "trash chic" do granic mojej wytrzymałości. Teraz wraca ze świetną, mroczną kolekcją. Mistrzostwo.

Altuzarra - zniżka formy i nuda. Trochę Gucci za czasów Toma Forda. Niezła skurzana spódnica, "skradziony" pomysł kołdro-płaszcza od Wanga.

BCBG Max Azaria - jak zwykle neizawodne, dużo "blokowych" zestawów kolorystycznych. Znana z poprzednich kolekcji oszczędność, ale też złamana lekkim romantyzem pływających tkanin. Ukochane przeze mnie "szlafrokowe" kroje.

Bodkin - malutka, acz urocza prezentacja. Eko moda w miejskim stylu. Nieco siermiężna, szorstka. Zobaczymy jak mark abędzie się rozwijać.

Behnaz Sarafpou - niestety do zapomnienia. Szkoda, chętnie obserwuje kolejne projekty. W tym sezonie - szału nie ma. Troszkę zbyt komercyjnie.

Bill Blass - prezentacja w słynnym Monkey Bar. Tym więcej oczekuje się od kolekcji. Lata 70. w pełni. Styl Annie Hall/Diane Ross w wersji zimnego glamour.

Calvin Klein - jeden z moich ukochanych domów mody. Niestety w tym sezonie Costa nie zachwyca. Tylko poprawnie. I choć dla innych marzeniem jest osiągnąć ten poziom , dla CK to za mało. Plus koszmarne buty

Costello Tagliapietra - zawsze z przyjemnością oglądam co też ten duet znó wymyślił. Kolory trochę jakby letnie, ale tym bardziej inna kolekcja od pozostałych w NY. Świetne, opływające kształty, podkreślona talia i luźna reszta.


Carlos Miele - typowa, wyjściowa kolekcja. Dużo długich sukien. Kilka fajnych projektów.

Carolina Herrera - jak zwykle klientki z Manhattanu mogą byc zadowolone. Znane im linie najwyższyj próby. Moda nie dla każdego, ale w swoim rodzaju, najlepszego gatunku.

Derek Lam - jak dla mnie poniżej swojego zwykłego poziomu. 

DKNY - pięknie użyta malinowa czerweiń, dużo nawiązań do lat 60.

Diane von Furstenberg - klasyka nowojorskiego glamour. Diane, stała bywalczyni sceny klubowej lat 70., nigdy do końca nie przestała być tą dziewczyną. Dlatego nawet bardziej "pańciowate" stroje i tak mają ten mocny feel.m choć kilka można by spokojnie wyrzucić.

Donna Karan - główna linia w tym roku piękna acz zachowawacza. Brakowało mi jednak typowych dla niej zamaszystych tkanin. Ot taki mój fetysz

Erin Fetherston - zaczynała z romantycznymi, inspirowanymi latami 60., sukienkami. Dużo koronek, szerokich i krótkich kształtów. Myślałam, że w końcu się rozwinie. Słodyczy już nie ma, ale zamiast tego otrzymaliśmy pseudo-minimalistyczną, całkowicie bezbarwną kolekcję

Elie Tahari - momentami brakowało spójności, ale niezła kolekcja. Wolałabym, żeby Elie skupił się na tych latających tkaninach, niż na smooth looku ze spodniami, ale ok.

Halston - w końcu lepszy sukces dla tej umęczonej marki, której jakos nikt nie może na dobre reaktywować. Czyżby początek lepszej passy?

Helmut Lang - mam nadzieje, że Helmut tego nie widzi. Zupełny bezsens.

Jason Wu - kilka fajnych sukienek, styl podobny co zawsze, ale jednak czegoś brakowało. Średnio.

Malandrino - dobra kolekcja z kilkoma prawdziwymi perełkami. Seksowne przeźroczystości, ale w żadnym wypadku nie słodkie
Marc by Marc Jacobs - Marc chyba się zapatrzył na własne kolekcje z linii głównej. Nic nowego

Marc Jacobs - ciekawa kolekcja, pełna grochów i eleganckich kształtów

Marchesa - marka znana z ubierania gwiazd na czerwony dywan. Ta kolekcja pewnie też się na nim pojawi, chociaż dużo ty przekombinowanych wzorów. Te elementy inpirowane V&R są w takim wykonaniu wyjątkowo niepokojące

Michael Kors - jak zwykle czysty, nowojorski styl. Bogato, ale bez krzyku. 

Monique Lhuillier - typowa dla niej wieczorowa kolekcja, w sam raz na przyjęcie lub premierę. Dużo błyskotek i aplikacji.

Naeem Khan - dramatyczna kolekcja. Nie jednak w sensie posiomu, a teatralności. Po całych zastępach minimalistycznych kreacji to tez jest potrzebne. Piękne, "mięsiste" suknie 

Narciso Rodriguez - nie wiem ile razy moge powtórzyć jeszcze "piękna kolekcja", ale to samo się tu ciśnie. Prostota, ale z taką dzieczęcą delikatnością. Dzięki temu nawet "męskie" płaszcze są urocze

Nicole Miller - doskonałe geometryczne wzory na tkaninach, nie nachalne. Monochromatyczne zestawienia pozwalają dostrzeć doskonałość krojów. Świetne, długie kamizelki/płaszcze.

zdj. style.com

Obsession Du Jour # 8 - To



To - bo inaczej tego się nie da nazwać. Ni to pierścionek, ni to kastet. Poprostu TO z najnowszego pokazu Alexandra Wanga. Piękne.


zdj. style.com

środa, 16 lutego 2011

Ikona - Yasmine Sewell



Oczywiście najbardziej kocham Carine. 

Ale Yasmine jakiś czas temu zachwyciła mnie swoją energią, nonszalancją, radością.
Zupełnie inna niż nadete klakierki z NY czy Paryża. 

Ma swój styl, choć raczej polega to na sposobie noszenia ciuchów, niż na ich doborze. Ta sama fryzura od lat, kilka sprawdzonych krojów. Wie w czym wygląda najlepiej.






zdj.tfs.com

wtorek, 15 lutego 2011

The Row współpracuje z Toms Shoes



Toms to specyficzne obuwie. Z pozoru przydkie, zwykłe wsuwane. Takie w sumie "kapcie".

Choć obecnie firma produkuje wiele innych wzorów, to jednak w szerszej świadomości (amerykanów) kojarzyć się zawsze będzie z tym konkretnym modelem. 
Natomiast buty są tylko częścią ich filozofii - więcej możecie przeczytać na stronie.

Pewnie nie pochyliłabym się nad nimi, gdyby nie informacja która wypłyneła dosłownie na dniach - oto jedna z moich ukochanym marek THE ROW zaprojektowała krótką kolekcję razem z Toms.




Co wyjątkowego jest w tej kolekcji? Otóż nie dość, że są charakterystyczne dla The Row, to przede wszystkim powstały z resztek. Resztek pozostałych z poprzednich sezonów kolekcji The Row.

Cena 98-150$

niedziela, 13 lutego 2011

Pierwszy salon Lilou w Krakowie


Kolejny dobry adres na modowej mapie Krakowa. Na ulicy Tomasza 27, znana wszystkim fashionistom (zarazem coraz bardziej medialna i popularna wśród szerokiego odbiorcy) marka Lilou wylądowała w centrum Starego Miasta.


Piękne wnętrze zostało urządzone dyskretnie i na wysokiem poziomie. Jednocześnie zadbano, aby ta atrakcyjna oprawa nie przyćmiła tego co jest tu najważniejsze - produkt jakim są charakterystyczne zawieszki i bransoletki.


Czególnie zauroczył mnie warsztat, w którym na miejscu graweruje sie zawieszki. 
Przeźroczysta ściana była świetnym pomysłem - mamy okazję zobaczyć jak to wszystko wygląda z za kulis. Niesamowite są te zwoje ze sznurkami.



Salon Lilou znajdziecie zaraz koło kultowego już House of Albums i Sushi Zen. Warto.